środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział #4 Koszmar.

Hej Miśki!
Piszę... i coraz więcej osób mnie czyta ^.^
Kiedy Widzę Statystyki to aż banana wielkiego
mam na twarzy :D Super :3 Dziękuję wam za to.
Arigatou ;)


- I co, znalazłaś? - zapytała zniecierpliwiona. Zmarszczyła brwi i spojrzała na Brunetkę, która zaciekle szukała czegoś w swojej torebce.
- Jest! znalazłam! - odpowiedziała szczęśliwa trzymając w ręku talię kart i spojrzała na Blondynkę która odwzajemniła jej uśmiech. - Jesteś pewna że chcesz to zrobić?
- Tak - uśmiechnęła się i przysunęła się do swojej przyjaciółki.
- Wiesz że już nie będę mogła tego cofnąć. I wszystkie osoby z którymi było to związane też o tym zapomną.
- Na pewno?
- Raczej tak... Chociaż moje karty nie mają aż takiego zasięgu. Musiała byś spotkać się z osobą żeby ta też w stu procentach zapomniała o tym jednym Zdarzeniu.
- To da się załatwić - Powiedziała z uśmiechem
- Jednakże - Przerwała jej - Jeśli Ja, jako osoba która dała Ci tą kartę, będę znajdowała się w pobliżu, zobaczę zdarzenie które ma zostać wymazane. - Powiedziała głosem jakby była ciekawa co naprawdę się stało.
- Dobrze, Rozumiem - pokiwała głową, po czym wyszła z gildii. Zmierzała do domu wziąć kąpiel. Była pewna że jak wyjdzie z łazienki zasta Salamandra w swoim pokoju. "Tego mi było trzeba!" Rozmyślała o kąpieli która postawi ją na nogi. Wysuszyła włosy, ubrała się w Białą podkoszulkę i krótkie spodenki (czyt. w piżamę) i z uśmiechem opuściła łazienkę w nadziei że zastanie tam gościa. Niestety, myliła się. Nikogo nie było w jej pokoju. Smutna przed pójściem spać przywołała swojego pupila Plue.
- Otwórz się! Bramo Małego Pieska! Nicola! - i już obok pojawił się jej biały towarzysz, z którym zasnęła.
~Sen~

Byłam sama w Pokoju. Ale był inny. Nie taki jak zawsze. Cały czarny. Z ciemno czerwonymi meblami. Światło nie wpadało do pokoju. Dlaczego? nie wiedziałam. Usłyszałam jak ktoś gra na pianinie. Odwróciłam się w stronę z której słyszałam owy dźwięk. Faktycznie, ktoś grał. Nigdy nie słyszałam takiej melodii. Sprawiało wrażenie jakby moje serce drżało ze strachu. Podeszłam do pianisty z nadzieją że zobaczę coś w tych ciemnościach. Ktoś siedział. Widziałam to, na pianinie zapaliła się świeca oświetlając pianistę. Znałam go. "Natsu!" chciałam powiedzieć, ale coś sprawiło że nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nie zwracał na mnie uwagi. Jakby mnie tam nie było. Był bardzo dziwnie ubrany. Miał na sobie czarny garnitur w cienkie, białe pionowe paski i czerwony krawat. Nie miał na sobie szalika. Dziwne. Patrzyłam i słuchałam jak gra. Melodia zdawała by się być coraz bardziej mroczna. Przerażająca. Spojrzałam w dół, chcąc zobaczyć w co ja jestem ubrana. Patrzyłam kilka minut. Jedyne co widziałam to czarny dywan z czerwonymi wykończeniami. Gdzie moje ciało? Widziałam tylko moje ręce. Nagle rozległ się krzyk. Przerażający. Spojrzałam na pianistę, a ten złapał się za głowę i krzyczał. Jakby zobaczył śmierć. Skulił się z bólu. Na plecach jego garnitur zaczął się rozdzierać. Spod dziury w materiale rozlała się jego krew. Spanikowałam. Coś było w nim. Chciało się wydostać. Zobaczyłam całą w krwi rękę wystającą z jego pleców. Musiała należeć do kobiety. Chciała wyrwać się. Krzyki chłopaka były coraz głośniejsze, a to "coś" coraz bardziej wyrywało się z jego pleców. Przerażenie ogarnęło mnie całą. Zdrętwiałam. Jedynie łzy, co jakiś czas spływały po mojej twarzy. Jego wrzask był nie do zniesienia. Dla mnie. Widziałam już ramię. Całe w krwi. Jego plecy coraz bardziej się rozrywały rozlewając jeszcze więcej krwi. Ujrzałam głowę, twarz, włosy, obie ręce, tułów. Całe we krwi. Z jego Garnituru wystawała kobieta. Patrzyłam na nią jak na Szatana. Z lękiem w oczach. Krzyki ustały. Twarz dziewczyny zakrywały włosy a ja chciałam dowiedzieć się kto narobił jemu tyle szkód, bólu. Usłyszałam śmiech. Ona się śmiała. Zakryłam usta dłońmi nie mogąc uwierzyć jak to się dzieje. Dlaczego?
- Boisz się? - usłyszałam głos. Był mi znany. I to bardzo dobrze. Jednak milczałam. Obraz w którym kobieta...
- Tak. Boisz się. Bardzooo... - nie mogłam uwierzyć w zaistniałą sytuację. Patrzyłam. Czekałam. Wyciągnęła z kieszeni chłopaka nóż. Podniosła go. Mogłam ujrzeć jej twarz. To co zobaczyłam przerastało mnie. Nie, nie nie nie! To nie może być prawda! Przecież to... JA?!
Zamachnęła się i wbiła nóż prosto w głowę. Jego głowę. Przez chwilę słyszałam krzyk bólu. Ustał po chwili. Zabiła go. 
- Proszę, Proszę. Aż tak się boisz? Przecież to ty go zabiłaś. - Ja? Zabiłam? - Popatrz co zrobiłaś - Wyszła całkowicie z jego martwego ciała. - Zabiłaś go. Czy on nie był dla Ciebie ważny? - Śmiała się. Głośno. - Nie dałaś rady powstrzymać mnie... wróć... nie dałaś rady powstrzymać samej siebie! Jesteś taka słaba... Przez Ciebie cierpi. Chociaż on nie będzie ostatni. Słaba...!- podchodziła do mnie. Powoli. Z wielkim uśmiechem na ustach. Ciągle powtarzała "Słaba...Słaba... Słabiutka Lucynka!" Wiedziałam co chce zrobić. Jednak byłam tak zdrętwiała że nie mogłam się uchronić. Zamachnęła się... nóż, ostry jak brzytwa, leciał w moim kierunku. Nawet nie byłam w stanie zamknąć oczu.

~Rzeczywistość~


- Aaaaaaa! - pisnęła przerażona. Spojrzała na dłonie, pokój. Tak, to już nie był sen. To rzeczywistość. Odetchnęła z ulgą, jednak ciągle myślała o swoim śnie." Co miał oznaczać?" "Jestem słaba?" "Dlaczego?" - te pytania zadręczały ją. Nie mogła myśleć o niczym innym.
- To na pewno był sen? a co jeśli to prawda? może faktycznie go zabi... nie! nie! nie! nie! NIE!
- co "nie"? - spojrzała na Salamandra który już siedział na jej parapecie, z zdziwioną miną.
- Natsu... żyjesz...
- No jasne! dlaczego miałbym... - nie dane było mu dokończyć. W mgnieniu oka dziewczyna była uwieszona na jego szyi mocno go obejmując co nie mało go zdziwiło.
- Lucy? - zapytał zdziwiony.
- Nic już nie mów. Dziękuję. Postanowiłam - uśmiechnęła się "odklejając się" od niego. - Nie będziesz się już musiał o mnie martwić. Będę silniejsza. - powiedziała z błyskiem w oku.


~komentuj~

~Yuki


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz