poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział #13 Opuszczona Gildia

Hej Koteczki!
Zawsze jak czytam jakiegoś bloga z NaLu,
To Stają się parą już w około 10 rozdziale. Ja
mam trzynasty i nadal nią nie są. Dlaczego?
Ponieważ, jak dla mnie nudno jest czytać w kółko
to samo, dlatego też wprowadzam urozmaicenia.
Według mojego planu nawet w dwudziestym nie
zamierzam uczynić ich parą. Chyba że nagle opuści
mnie wena. Ale to nie tak że chcę to przeciągać,
Oczywiście będzie pierdyliard momentów z NaLu.
Tylko co do ich bycia razem się wstrzymuję, bo
chcę aby ten blog był dłuższy.
Czytajcie!


- Co tak stoicie jak kołki ruszamy!
- A wiesz gdzie?
- No pewnie w jego domu a gdzie mogła by być?! - Przekrzykiwali się nawzajem mag lodu i smoczy zabójca. Ruszyli w stronę domu owego mężczyzny. Z oddali było słychać głośne krzyki. Wbili się przez okno.
- Ech... Szybcy jesteście... Nami proszę pozbądź się muszek - poprosił grzecznie.
- Nie wiem czy zauważyłeś - żyłka na jej małym czole zaczęła pulsować - ale ja też jestem wróżką! - zamiast zająć się 'Gośćmi' zajęła się swoim towarzyszem.
- Nami... przepraszam... No nie gniewaj się...
- Ech... same kłopoty z tobą! Kończ co zacząłeś, a ja tu posprzątam - obróciła się w stronę magów posyłając każdemu srogie spojrzenie.
- Gdzie jest Erza?! - krzyknął nie zwracając uwagi na wróżkę lodowy mag.
- A no tak, tutaj jest - odsunął się lekko, odsłaniając kapsułę z nieprzytomną kobietą w środku.
- Oddajcie ją!
- Niestety obawiam się że to nie możliwe - odezwał się piskliwy głos - Ta kobieta ma w sobie tyle energii, co lacrima której komuś nie udało się zdobyć - spojrzała gniewnie na winowajcę - Więc, ona ją zastąpi. Zrozumcie, mam dość siedzenia w tej ohydnej mazi. Muszę wracać, nie pomyśleliście? Jesteście tacy samolubni. No nie ważne. Jeśli chcecie ją z powrotem musicie mnie pokonać. Was jest piątka (Gray, Juvia, Levy, Gajeel, Wendy) a ja jestem jedna. Proste, prawda? - zadrwiła z magów. Ci nie chcąc tracić czasu Rzucili się na małą wróżkę. Unikała każdego ataku z wielką łatwością. Byli bardzo zmęczeni, mimo to dalej starali się walczyć. Niektórym skończyła się już energia, walczyli dobre dwadzieścia minut.
- Nudy... Więc nie chcecie więcej zobaczyć tej, jak jej tam? Erzy? - uśmiechnęła się zadziornie.
- Nami... Już gotowe, daj im spokój - poprosił spokojnym głosem.
- Phi! nawet mnie nie dotknęli, tylko zniszczyli ci trochę strychu. To już i tak nie istotne. Odpalaj! - Mag zaczął wypowiadać jakieś dziwne słowa. Zmęczeni tylko się przyglądali. Ich oczom ukazała się dziura w ścianie, przez którą przeszli wraz z Tytanią.
- Stójcie! - mag lodu zerwał się na równe nogi i zaczął biec w ich kierunku. Niestety ktoś nałożył na portal barierę. Odrzuciło go i poraziło prądem, mimo to nie poddawał się, cały czas próbował iść przed siebie. Nie zwracał uwagi na ból czy siłę odrzutu, po prostu parł na przód, liczyło się tylko ocalenie jego towarzyszki. Siła i determinacja rosła w młodzieńcu z sekundy na sekundę. W jednej chwili wypuścił z rąk prawie całą energię, i udało mu się rozwalić barierę. Mimo to jego ciało było sparaliżowane, trudno było mu się poruszyć. Jednak i tak chciał odebrać im Tytanię. Gdy dzieliły ich centymetry Bora, wróżka i Erza, zniknęli z oczu maga lodu. Stał i patrzył w ścianę. Nie mógł uwierzyć że nie udało się mu jej uratować.
- NIE!!! - krzyczał na cały głos.

*Gildia*


- Wróciliśmy! - powiedzieli razem magowie, szli z spuszczonymi głowami.
- Ohayo! Jak było na misji? - zapytała łagodnym głosem barmanka.
- Wiemy co zamierzają, co robią, gdzie są... - bełkotał lodowy mag.
- To świetnie! Zawołam mistrza! - po kilku chwilach biało włosa wróciła wraz z owym mężczyzną.
- Cieszę się że daliście radę! - uśmiechnął się szeroko - A gdzie Erza? - po tym pytaniu nastała cisza. Nie było słychać odgłosów walk, kłótni nikt nawet nie ruszył się z miejsca, wszyscy czekali na odpowiedź.
- Ona... Porwali ją - na twarzach każdego członka gildii malowało się zdziwienie - Przepraszam... nie dałem rady... ich... powstrzymać... - mówił ze łzami w oczach.
- Słuchajcie Dzieciaki! - zawołał mistrz Makarov - Jesteśmy Gildią, rodzinną gildią, zawsze trzymamy się razem! Teraz ktoś śmiał odebrać nam członka rodziny! Jako rodzic zachowałem się nieodpowiedzialnie, dopuściłem by dziecko opuściło gniazdo. Jednak nie załamuję się! Niech łzy braci i sióstr dadzą nam potrzebę bycia przy nich! Jeśli nie damy rady kogoś obronić, trenujmy by to się więcej nie powtórzyło! Jeśli ktoś popełnia błąd, naprawiamy go razem! Radość innych jest naszą radością, smutek innych jest naszym smutkiem! Pamiętajcie dzieciaki, Nawet jeśli jesteśmy na straconej pozycji, nie bójmy się walczyć do końca! Wspólnie możemy zrobić wszystko! Jeśli mamy jeden procent na zwycięstwo, Walczymy Do Końca! Fairy Tail! Idziemy! - mowa mistrza dodała wszystkim motywacji i razem ruszyli na pomoc swojej towarzyszce Erzie.

*U Natsu i Lucy*


- Spakowany?
- Ja już dawno, czekam na ciebie - odpowiedział znudzony.
- Już kończę! Idziemy! - i ruszyli do recepcji odmeldować się i udali się na dworzec. Oczywiście na drodze musiały wystąpić przeszkody.
- Nie! Nie wsiądę tam więcej!
- No nie przesadzaj, zawsze tak mówisz!
- I zawsze mnie ignorujecie! dzisiaj dopnę swego! nie wsiadam!
- Dlaczego jesteś taki uparty?
- Jak coś się nie podoba to jedź, ja idę pieszo! - i koniec końców nie chciała jechać sama. I nie mogła zostawić go samego.
- No dobrze... Idźmy pieszo
- Jej! w drogę! - Poszli żwawym krokiem. Rozmawiali, śmiali się, żartowali, biegali...
- Natsu! nogi mnie bolą!
- Wytrzymasz! Musimy jak najszybciej dotrzeć do Fairy Tail!
- No ale... - wiedziała że sama się na to porwała, i teraz narzeka - Natsu... Proszę... - nie zdążyła dokończyć, bo w jednej chwili znalazła się na barkach Salamandra. Coś wskoczyło w jej myśli "Nie! Robisz to dlatego bo mnie kochasz? Haha nie ma tak!". Jak szybko pojawiła się, tak szybko zniknęła z pleców chłopaka.
- Coś się stało? Podobno bolą cię nogi - powiedział totalnie obojętnym głosem, który nie spodobał się blondynce. Miała nadzieję że będzie zawiedziony, smutny, czy chociaż poprosił żeby się nie przemęczała.
- Już mi lepiej dam radę.
- Dobra jak chcesz... - "Jak on może być taki obojętny?"
Dalej szli w milczeniu. Po paru godzinach dotarli do Magnolii.
- Jak nie chcesz, nie musisz tego robić
- Mówiłam już. Idę i już - odpowiedziała stanowczo. Dziwiło ją zachowanie chłopaka. Jeszcze niedawno był wyraźnie zainteresowany osobą Lucy. Teraz stał się jej całkowicie obojętny. Co mogło być tego przyczyną? Zastanawiała się całą drogę do gildii. Jednak to nie było jej jedynym zmartwieniem. Gildię zazwyczaj, było słychać już z daleka, a teraz stali u jej bram i cisza.
- Wróciliśmy! - wrzasnął chłopak wytwarzając drzwi z impetem.
- Nikogo nie ma... - Hol wyglądał inaczej. Nie było śladów walki, picia i innych awantur. Zaniepokojeni udali się do gabinetu mistrza. Leżała tam kartka na biurku.

Do każdego!
Gildia ma aktualnie małe kłopoty, ale nie martwcie się! Za niedługo wracamy. Naprawdę nic nam nie będzie. W razie jakiś potrzeb udajcie się do Porlyusicy. 
P.S. W razie czego powstrzymajcie Natsu przed szukaniem nas. Specjalnie wysłaliśmy go na wakacje żeby się nie mieszał. Dla niego to zbyt formalne. Zaraz by rozwalił albo spalił cały budynek.
Mirajane.



~Yuki
Wiem, wiem dawno nie było rozdziału, jak zwykle z powodu braku czasu. Rysownika nadal nie znalazłam ale na szczęście w piątek mam dodatkową plastykę, więc zostaję na ósmej godzinie i rysuję. No ale dzisiaj krócej ale za to może pojutrze będzie kolejny rozdział (albo po pojutrze). Teraz właśnie chcę żeby były krótkie ale często. No to do zobaczyska koteczki!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz